poniedziałek, 22 kwietnia 2019

RAJ // MARTA GUZOWSKA



        Raj to dość osobliwa nazwa dla centrum handlowego. Ale czy odpowiednia? Od takiej sceny zaczyna się właśnie nowa książka Marty Guzowskiej. Nowe miejsce na mapie miasta ma być odpowiedzią na wszystkie potrzeby konsumentów, rajskie wnętrze galerii obiecujące spełnienie wszystkich marzeń. Miejsce idealne do tworzenia relacji w mediach społecznościowych, poznawania ludzi, a nawet potrzeb wyższego rzędu, wszak wystrój ma być barokowy.


Sobota tuż przed majowym weekendem, misternie wybrany dzień na otwarcie Raju. Dać palec, by klienci chcieli jeszcze więcej, gdy moloch zostanie otworzony na nowo po weekendzie i jednocześnie zostawienie sobie kilku dni na naprawy i poprawki po wielkim teście, jakim ma być otworzenie galerii. Sprytnie wymyślone.

Tłumy biją drzwiami i oknami, każdy chce być w tym miejscu tego dnia, doznać luksusu i rajskiej błogości. Wśród klientów jest także Dorota, która za namową swojej instapsiapsiółki - Cecylii - postanawia wybrać się do Raju w dniu otwarcia. Ce nie ma jednak w planach tylko pospacerować między sklepowymi alejkami, chce zrobić coś, co da jej zastrzyk nowych lajków. Nadarza się ku temu idealna okazja, bo w nowym centrum handlowym pojawia się Jakub, ciacho, z którym Ce pragnie mieć zdjęcie. Jakub nie znalazł się w Raju przypadkowo, okazuje się być dilerem. Przypadki chodzą w tej książce parami, a nawet i kwartetami! W galerii znajduje się także matka Doroty, oraz Rudy młodzieniec, który ma poważne plany związane z wypełnieniem swojego plecaka drogimi telefonami.

A co gdy Raj dla naszych bohaterów zmieni się w piekło? Idealnie spędzaną sobotę burzy alarm przeciwpożarowy, który łączy historie wymienionych wcześniej bohaterów w surwiwal, bo noc spędzona w galerii jest sporym wyzwaniem.

Nie jest to moje pierwsze spotkanie z autorką, wcześniej miałam przyjemność czytać już Ślepego Archeologa. Ale Raj prezentuje zupełnie inną fabułę, mocno oryginalną, chociaż osadzoną w rzeczywistości, a wręcz w naszej codzienności. Zaskakuje swoją naturalnością, momentami jest wręcz jak relacja z wydarzenia opowiadana oczami jakiegoś wielkiego brata. Także język jest naturalny, momentami wręcz zbyt potoczny, ale jest to język bohaterów. Nie mogą oni przecież sypać jak z rękawa zwrotami z Mickiewicza, nie byłoby to naturalne. Nie oddawało ich charakteru.

Marta Guzowska za pomocą dość prostej fabuły opowiada nam o potrzebie akceptacji, fejmu i tym, że nasze życie byłoby niczym, gdyby nie lajki, komcie i zasięgi. Coraz częściej naszej codzienności towarzyszy chęć posiadania czegoś nowego, relacjonowania życia w mediach społecznościowych i bycie rozpoznawalnym. Smutne to, ale i prawdziwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz