poniedziałek, 8 stycznia 2018

UŚMIECH J // ANETA ZAMOJSKA

 
 
 
        Są takie książki, które masz ochotę rzucić i nie wracać do nich, bo wiesz, że każde kolejne spotkanie obudzi te same uczucia. Mogę do nich zaliczyć „Uśmiech J.”. Dlaczego? Bo choć nie zapowiadał się groźnie, skończył się burzą emocji. Bardzo skrajnych emocji, wśród których przeważały smutek, żal i współczucie.
 
 
 
 
Główna bohaterka dostaje od życia niezłą lekcję pokory, a nawet kilka lekcji. Marta, młoda dziewczyna, artystka, właśnie przystąpiła do egzaminów wstępnych na krakowską Akademię Sztuk Pięknych. Czy jest naiwna, jeśli wierzy, że zostanie studentką szkoły tak cenionej przez artystów? Według mnie to po prostu pewność siebie i przekonanie, że jest dobra w tym, co robi. W końcu była wzorową uczennicą, a wszyscy wokół cenili jej twórczość.

Życie jednak już na początku dorosłości pokazuje, że plany nie zawsze znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości. Dla dziewczyny rzeczywistość okaże się dość brutalna. Nie zostanie artystką, nie w tym roku. Marta postanawia rozpocząć kolejny etap – przeprowadza się do Krakowa i tam otwiera nową kartę swojego życia.

Bardzo ważny w książce jest powracający motyw wody – żywiołu niszczącego wszystko, co spotka na swojej drodze. To motyw przewodni. Woda zabiera wszystko, co dobre w życiu. Chociaż historia miłosna bohaterki zaczęła się właśnie dzięki wodzie, którą malowała jako nastolatka, życie szybko zmieniło przyszłość. Kim będzie w przyszłości, u boku kogo przyjdzie jej spędzić najpiękniejsze chwile jej życia, a kto zawiedzie w roli przyjaciela?

Autorka nie kreuje przed nami świata bez problemów, lecz pokazuje go takim, jakim jest: pełnym rozczarowań, potknięć, bólu, a w końcowych akordach książki – złości. Bezgranicznej. Ukazuje otoczenie Marty – ludzi życzliwych i tych, którzy próbują mieszać. Razem z bohaterką przeżywamy wzloty i upadki, chwile pełne radości i smutku.

Świetnym zabiegiem stylistycznym była decyzja autorki o tym, aby czytelnik towarzyszył Marcie na przestrzeni wielu lat, był z nią w ważnych dla niej sytuacjach, mógł utożsamiać się z jej życiem i podejmować razem z nią życiowe decyzje. Marta nie ma łatwego życia, ale przecież i nasze nie zawsze jest piękne i kolorowe. Czasem i nam brakuje różowych okularów. „Uśmiech J.” to ludzka rzeczywistość przedstawiona w literacki sposób. A zakończenie? Myślałam, że przyniesie piękną, szczęśliwą puentę, że Marta wreszcie dostanie od życia olbrzymią dawkę szczęścia. Tymczasem autorka wystrzeliła jak z rakiety ostatni potężny nabój.

Wady? Początek zapowiadał słodką miłosną historię. Widząc kolejną wzmiankę o pięknej klatce piersiowej Janka miałam ochotę rzucić książką, ale dziękuję sobie, że wytrwałam. Było warto, chociaż czuję, że książkę odchoruję, a każda kolejna czytana pozycja będzie czymś lżejszym. Dużo emocji, dużo czarnego odcienia w życiu Marty i losach pozostałych bohaterów. Nie wiem jak zachowałabym się będąc na jej miejscu, to zdecydowanie scenariusz życia, jakiego wolałabym uniknąć, jakiego nie życzę nikomu.

6 komentarzy:

  1. Zainteresowałaś mnie tą książką, dopiszę ją do swojej listy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo, coś dla mnie! W tym roku postanowiłam przekonać się do polskich autorów a ta książka wydaje się być w moich klimatach. Lubię takie ciężkawe książki, chyba jestem masochistką ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamierzam przeczytać!!:)
    https://teczowabiblioteczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam czasami takie odczucia, gdy jest przesłodzony obraz miłości czy mężczyzny. Mam ochotę wypluć żołądek! :D Z pewnością się za nią zabiorę :)Lubię

    Pozdrawiam, poprostualeksandraa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygrałam tę książkę w rozdaniu i czekam aż do mnie przyjdzie. Skoro mówisz że nie jest to romansidło to powinna mi sie spodobać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zaintrygowała mnie twoja recenzja :)chcę sięgnąć po książkę :)
    zaczytanamona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń